aaa4
Nowicjuszka
Dołączył: 04 Kwi 2016
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:45, 05 Wrz 2017 Temat postu: elo |
|
|
Mezczyzni uscisneli dlonie, patrzac sobie gleboko w oczy.
-Buona fortuna, amico mio - rzekl stanowczym glosem Machiavelli.
-Buona fortuna anche.
Do wsi, ktora tak nieroztropnie opisal Checco, nawet jesli slowo "obskurna" bylo co najmniej niesprawiedliwe, Ezio dotarl bez wiekszych trudnosci. Byla mala, biedna, zreszta jak wiekszosc wsi panszczyznianych w Romanii, i nosila slady niedawnego podtopienia przeplywajaca nieopodal rzeka. Mimo wszystko sprawiala wrazenie czystej i schludnej -domy byly pobielone, a pokrywajace je strzechy - nowe. I chociaz rozmokla droga, rozdzielajaca jakis tuzin domostw, wciaz nie wrocila do stanu sprzed powodzi, wszystko swiadczylo o panujacym tu porzadku, zadowoleniu, pracowitosci, a nawet szczesciu mieszkajacych tu wiesniakow. Jedyna rzecza odrozniajaca Santa Salvaze od wiosek w stanie pokoju byli rozsiani po niej zolnierze Orsich. Nic dziwnego, zadumal sie Ezio, ze Checco nie czul oporow przed wyjawieniem miejsca, gdzie przetrzymywal Bianke i Ottaviana. Teraz nalezalo tylko znalezc odpowiedz na pytanie, w ktorym miejscu wioski moga przebywac dzieci Cateriny.
Ezio, uzbrojony w sztylet z podwojnym ostrzem na lewym przedramieniu i w pistolet na drugim, jak rowniez w lekki miecz jednoreczny, ktory zwisal u jego pasa, wygladal jak zwykly wiesniak - okrywala go dluga, welniana peleryna, siegajaca mu za kolana. Chcac uniknac rozpoznania, na glowe nasunal kaptur, z konia zsiadl w pewnej odleglosci od wioski i, by zmylic ewentualnych zwiadowcow Orsich, zarzucil na plecy wiazke chrustu, ktora zabral
spod jakiejs przydroznej szopy. Garbiac sie pod jej ciezarem, wkroczyl do Santa Salvazy.
Zamieszkujacy wioske ludzie starali sie robic swoje mimo narzuconej im obecnosci wojska. Rzecz jasna, nikt nie palal zbyt wielka sympatia do najemnikow Orsich, a Ezio, ktorego zolnierze na szczescie nie zauwazyli, a miejscowi natychmiast wzieli za obcego, zyskal w swojej misji ich wsparcie. Udal sie najpierw do domu znajdujacego sie na skraju wioski, wiekszego i nieco odsunietego od pozostalych. To tam, zgodnie z tym, co powiedziala mu stara kobieta, niosaca wiadra z woda znad rzeki, przetrzymywano jedno z dzieci. Ezio dziekowal Bogu, ze zoldactwo Orsich bylo rozsiane po wiosce tak rzadko. Wiekszosc sil zaangazowana byla przeciez w oblezenie Forli.
Zdawal sobie jednak sprawe z tego, ze na uratowanie dzieci pozostalo mu juz naprawde niewiele czasu.
Drzwi i okna domu byly szczelnie zamkniete, ale gdy go okrazyl i znalazl sie na tylach, gdzie dwa skrzydla budynku formowaly dziedziniec, Ezio uslyszal mlody, stanowczy glos, ktory prawil komus ostre kazanie. Wspial sie na dach i spojrzal w dol, na dziedziniec, na ktorym Bianca Sforza, niczym miniatura swojej matki, nie zostawiala na dwoch straznikach suchej nitki.
-Czy takie dwie zalosne kreatury do pilnowania mnie to wszystko, na co stac wasze wojsko? - mowila to po krolewsku, tak, jakby nie znala strachu, zupelnie jak matka. - Stolti! To za malo! Moja mama jest bezwzgledna i nigdy nie pozwoli wam mnie skrzywdzic! My, kobiety z [link widoczny dla zalogowanych]
rodu Sforza, nie dajemy sobie w kasze dmuchac! To prawda, zesmy piekne i nadobne, ale pozory myla! Przekonal sie juz o tym moj papa! - przerwala, by zaczerpnac powietrza, a straznicy spojrzeli na siebie skonsternowani. - Mam nadzieje, ze nie wyobrazacie sobie przypadkiem, ze sie was boje, bo jesli cos podobnego przyszlo wam na mysl, to jestescie w wielkim bledzie! A jesli chocby wlos spadnie z glowy mojego braciszka, mama was odnajdzie i zje na sniadanie! Capito?
-Zamknij sie, ty mala gowniaro! - warknal starszy ze straznikow. - Chyba ze chcesz oberwac w ucho!
-Nie probuj nawet tak sie do mnie zwracac! Zreszta to i tak juz na nic. Tak czy inaczej nigdy nie ujdzie to wam na sucho, a ja wroce do domu juz za godzine. Tak naprawde to zaczynam sie nudzic. Dziwi mnie, ze nie macie nic lepszego do roboty, gdy czekam, kiedy pomrzecie.
-No dobra, dosyc juz tego! - zirytowal sie starszy straznik, wyciagajac reke, by ja chwycic.
W tej samej chwili Ezio, stojac na dachu, wystrzelil ze swojego malego pistoletu,
trafiajac zolnierza prosto w piers. Mezczyzna oderwal stopy od ziemi i nim na nia upadl, na jego tunice wykwitla szkarlatna plama. Ezio zdazyl tylko pomyslec, ze najwyrazniej podniosla sie jakosc prochu Leonarda. Korzystajac z zaskoczenia, jakie wywolala nagla smierc straznika, Ezio zeskoczyl z dachu, wyladowal z precyzja i gracja pantery i natarl ze swoim podwojnym ostrzem na mlodszego zolnierza, ktory wlasnie dobywal groznie wygladajacego sztyletu. Ezio precyzyjnym ruchem rozcial jego ramie, przerywajac sciegna niczym wstazki. Sztylet zolnierza upadl na blotnista ziemie, wbijajac sie w nia czubkiem ostrza; zanim gwardzista zdazyl zebrac sie do obrony, Ezio wbil mu pod zuchwe swoje podwojne ostrze, przekluwajac nim miekka tkanke ust i jezyka i zatrzymujac sie gdzies w jego czaszce. Potem spokojnie je wyciagnal, pozwalajac cialu bezwladnie opasc na ziemie.
-Czy bylo ich tylko dwoch? - zapytal niezrazona cala sytuacja Bianke i zaczal
przeladowywac bron.
-Tak! I dzieki ci, kimkolwiek jestes! Moja matka na pewno zadba o to, by spotkala cie sowita nagroda. Oni trzymaja [link widoczny dla zalogowanych]
rowniez mojego brata, Ottaviana, i...
-Wiesz, gdzie jest? - spytal Ezio, konczac szybko z pistoletem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|